wtorek, 1 grudnia 2015

Ubiór na zimę

Kolejny temat zimowy - jak się ubrać żeby było dobrze. Kilka osób prosiło mnie o poruszenie tej kwestii więc postaram się powiedzieć jak sobie z tym radzę. Oczywiście nie ma jednego schematu bo zima to taka dziwna pora roku, że spodziewać można się wszystkiego, do tego każdy odczuwa warunki w inny sposób. Ale pewne zasady, którymi się kieruje przedstawię. Ogólnie moimi najlepszymi przyjaciółmi w tym okresie są: bluza, wiatrówka, komin i skarpety narciarskie :)



* Zasada 1 - nie warto ufać termometrowi. Nauczyłem się, że liczba na termometrze to jedno, a rzeczywiste odczucia to drugie. Przede wszystkim na nasze odczucia wielki wpływ ma wilgotność powietrza. Gwarantuje, że większy komfort odczujemy przy +2 stopniach i bardzo niskiej wilgotności niż przy +10 stopniach i niemal 100% wilgotności. Im więcej wody w powietrzu tym bardziej i szybciej zimno przenika aż do szpiku kości. Bardzo nieprzyjemnie jeździe się w chłodne pochmurne i wilgotne dni.



* Zasada 2 - Warstwy. Żadna nowość bo zawsze mówi się o tym, aby ubierać się "na cebulkę". Jest to naprawdę ważne i dużo daje. I mówię to z doświadczenia bo wybrałem się raz w samej bluzie. Koszmar ;)
Warto nabyć tak zwaną pierwszą warstwę czyli bieliznę termoaktywną, która ściśle przylega do ciała. Dzięki temu nic nam nie zawiewa, a pot zostaje szybko odprowadzony dalej. To działa! Później zależnie od temperatury: koszulka letnia, czasem nawet dwie, potem ocieplana bluza kolarska i ewentualnie wiatrówka. Polecam tak zwane mini kurtki, które są lekkie i mieszczą się do kieszonki koszulki - genialna rzecz. Kurtki takie średnio oddychają ale w nagłych przypadkach świetnie ogrzewają lub chronią przed deszczem. Co do nóg to patent mam następujący: Jak jest bardzo zimno to ubieram dwie pary spodni: pierwsze bez szelek z wkładką, a na nie drugie z szelkami. Działa nawet przy lekkim mrozie. 



* Zasada 3 - Zadbaj o stopy! To właśnie one najczęściej jako pierwsze się poddają. W zasadzie tylko z nimi mam problemy choć próbuje sobie z nimi radzić. Dobre są skarpety narciarskie. Wysokie aż do kolan, dość grube i ciepłe. Akurat takie leżały w domu więc wytestowałem. Zdały egzamin. Fajnie też by było mieć buty zimowe kolarskie ale są to spore koszty. Szkoda mi szczerze mówiąc. Zamiast tego ubieram te co mam, a na nie ochraniacze. Jeżeli jest w miarę znośnie to używam ochraniaczy z lycry - ograniczają dostęp wiatru i wilgoci w małym stopniu. Przy temperaturze ok. 5 stopni wytrzymują tylko do godziny. Lepsze są ochraniacze z neoprenu. To taki gruby materiał odporny na wodę i wiatr. W takich idzie wytrzymać dużo dłużej ale mają też wadę: stopa zupełnie nie ma jak oddychać i robi się nam sauna w butach. 



* Zasada 4 - Głowa. Ogromnie ważna jest głowa i jej okolice. Ostatnie czego chcemy to złapać jakieś przeziębienie. Tak więc czapka pod kask jest konieczna! Oprócz niej nie rozstaje się także z "kominem" z polaru, który ochrania szyje. Obecnie nie wyobrażam sobie bez niego jazdy. W mroźne dni warto pomyśleć o kominiarce i czapce polarowej. No ale to już ekstremalne sytuacje.  



* Zasada 5 - Ma być chłodno. Skąd wiedzieć czy ubraliśmy się dobrze? Ano ja poznaje to po tym, że pierwsze minuty po wyjściu z domu są chłodne. Jak poziom komfortu jest odrobinę za niski to wiem, że jest dobrze. Po 2-3 kilometrach rozgrzewam się i komfort termiczny jest doskonały. Fatalnie jest ubrać się za ciepło (przerabiałem). Na początku super - wyjeżdżam i jest mi cieplutko. Tyle, że po jakimś czasie robi się trochę za gorąco. Zaczynamy się pocić. Ściągamy bluzy lub kurtki. I nagle bach - kubeł lodowej wody w postaci jakiegoś podmuchu wiatru. Spotęgowany tym, że my i ciuchy są mokre. Koszmar! Po czymś takim jedyne czego pragniemy to znaleźć się z powrotem w domu. Komfortu już nie odzyskamy gwarantuje. 



To tyle. Pamiętajcie, że najlepsze jest własne doświadczenie. Po kilku - kilkunastu razach sami będziecie wiedzieli jak się ubrać jak tylko wychylicie na moment za okno głowę :) 


2 komentarze:

  1. Dokładnie tak samo ubieram się w zimę jak Ty.
    I daję radę do momentu zejścia na dłuższą chwilę z roweru.
    Ostatnio zrobiłem sobie postój na plaży, by pooglądać łabędzie, wskoczyłem na rower i straciłem wspomniany przez Ciebie komfort.
    Na szczęście dom był blisko.
    Jedynym problemem przy niskiej temperaturze i padającym deszczu są parujące i zamoknięte okulary, ale pewnie znasz ten problem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak, problem z okularami znam aż za dobrze :)

      Usuń