poniedziałek, 25 stycznia 2016

Sen zimowy

No cóż, kiedyś musiało się to stać. Zima bywała w ostatnich latach raczej łaskawa dla nas kolarzy, ale od początku nowego roku daje nam popalić. Najpierw siarczyste mrozy przez całą dobę na okrągło. Później niby ocieplenie, ale wciąż minus w dzień, a do tego śnieg. Lokalne drogi białe, te główniejsze wprawdzie po części czarne ale czasem zawierające skrzętnie ukryte pułapki w postaci niewidzialnego z daleka fragmentu lodu. Oprócz tego sporo błota i niszczycielska sól. Ostatnio w niektórych miejscach na krajówce ciężko było dostrzec pasy bo tak biała od soli była droga!


To wszystko wymusiło na mnie sen zimowy. Może nie całkowity ale jednak. Canyon stoi w pokoju nieruszany od 4 Stycznia. Nigdy wcześniej nie miał ode mnie takiej przerwy w jeździe. Stary Giant co prawda trochę pojeździł ale też tyle, że aż przykro mówić. No i wreszcie stary rower górski, ten od zadań specjalnych. Trochę uratował sytuację, choć to szarpanie się z nim i śnieżnym terenem ciężko nazwać jakimś treningiem. Raczej spacerem żeby całkiem w domu się nie zasiedzieć. 


Tak czy siak dostrzegam pewne pozytywy w tej kiepskiej sytuacji. Wreszcie zaliczyłem naprawdę porządną przerwę od typowych treningów i wypraw. Po niezwykłym dla mnie 2015 roku ciężko nie docenić takiej 3 tygodniowej przerwy. Odpocząłem zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nie żebym tracił chęci na rower, ale dzięki tej przerwie chęci te podskoczyły wysoko w górę. Tak więc nie jest źle. Dziś zaczęła się dość porządna odwilż. Prognozy na czwartek są tak niezwykłe, że wolę ich nie wymawiać na głos... Czuje, że sen zimowy - przynajmniej na jakiś czas - zbliża się ku końcowi :) Może uda się naprawdę rozpocząć nowy rok! 



  

niedziela, 3 stycznia 2016

Plany i cele na 2016

Sylwester minął, liczniki się wyzerowały, a ja narysowałem grubą kreskę pod ostatnim wpisem w 2015 roku. Dobrze jest mieć taki jeden ustalony dzień, gdzie można postawić granicę i oddzielić od siebie dwa okresy czasu. Dobrze to wpływa na psychikę. Teraz czas wyczekiwania wiosny, trenowania kiedy tylko się da i czas na jakieś określenie celów na najbliższy rok. Bo ja lubię mieć postawiony jakiś cel i do niego dążyć. Tak jest mi po prostu łatwiej.

Plany startowe odkładam na bok - zastanawiałem się długo czy zdecydować się na sezon ścigania z pełnym przygotowaniem ale po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw odrzuciłem ten pomysł. To po prostu nie dla mnie. Nie mógłbym dzień w dzień realizować z góry założonego planu treningowego. To zbyt duże ograniczenie wolności. Wolności, którą właśnie rower mi pokazał i dał. Owszem planuje pojawić się na 2-3 wyścigach, ale będą to starty jak zawsze "dla zabawy".

Nie oznacza to oczywiście rezygnacji z jakichkolwiek treningów. Oj nie. Będę chciał mimo wszystko przygotować fajną formę na lato. Jest kilka segmentów do odzyskania i jest kilka czasówek do poprawienia :) Wszystko jednak w granicach rozsądku - nigdy nic na siłę.

Chciałbym bardzo poprawić czasy na 20km oraz 100km. Na dzień dzisiejszy do pobicia jest średnia 41,6km/h na 20km oraz 37,1km/h na 100km. Tak więc to są moje cele czysto sportowe.

Główne cele dotyczą jednak z goła czegoś innego - długich wypraw. To właśnie całodniowe kilkuset kilometrowe wypady dały mi najwięcej frajdy w zeszłym sezonie. Zarówno te przejechane ze znajomymi, jak i samodzielne. Plan główny - Bieszczady, czyli lekko ponad 500km trasa z domu zakładająca zrobienie Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej. Będzie ciężko i ciekawie tego jestem pewien :) Oprócz tego chciałbym zrobić kilka tras >300km oraz co najmniej kilka >200km. Ot pozaliczać nowe gminy, pozwiedzać nowe miejsca. Nie mam konkretów, pojawią się trochę później.

Przebiegu rocznego też nie wyznaczam. Ciężko będzie zbliżyć się do 16 tysięcy z 2015 roku. Poza tym nie chcę sobie narzucać liczb żeby potem nie jeździć na siłę. Zobaczymy co wyjdzie, głód na jazdę jest więc jeśli czas pozwoli to powinno być nieźle.

Wrócę do tego wpisu za rok. Zobaczymy co będzie ;)