wtorek, 4 sierpnia 2015

Myjemy rower...

Jak umyć rower? Sprawa niby banalna ale przez 4 lata przygody z rowerami sposobów widziałem i przerabiałem całe mnóstwo. Jedne lepsze, drugie gorsze, szybkie, wolne, jeszcze inne takie, że jak je widziałem to się za głowę łapałem :) Ktoś powie, że wystarczy raz w roku chlusnąć wiadrem wody i zostawić chwilę na wietrze żeby wysechł. Na początek od razu ten pomysł odrzucamy, kolarze czegoś takiego swojej wiernej towarzyszce nie zrobią ;) Od razu się do czegoś przyznam. Na punkcie czystości roweru (i nie tylko) mam świra. W poprzednim wpisie mówiłem, że nie wyobrażam sobie ruszyć na trening na brudnym rowerze i jest to 100% prawda. 

Przez te 4 lata wyrobiłem sobie pewien schemat lub jak kto woli rytuał przy serwisowaniu roweru. Chciałbym się nim tutaj podzielić. Nie twierdzę absolutnie, że jest najlepszy, najszybszy czy najbardziej słuszny. Jest po prostu dostosowany do mnie. 




W zasadzie tu muszę zrobić pewien podział. Bo od kiedy w moje ręce wpadł wymarzony Canyon trochę w kwestii mycia się zmieniło. Nastąpił podział na "serwis codzienny" i "serwis szczegółowy" albo jakoś tak. Nie wiem jak to inaczej nazwać bo wcześniej nie zastanawiałem się nad tym. Na początek serwis codzienny, lub poprawniej by było serwis po treningowy. 

;)


* Serwis codzienny 


Nie ma nic lepszego niż ubranie przygotowanego stroju, założenie lśniących butów i ruszeniu na rower, który wygląda tak jak wtedy, gdy go wyciągnęliśmy pierwszy raz z pudła. A jeśli ktoś uważa inaczej to spoko, ale niech lepiej przeskoczy do kolejnej metody :P 

Od momentu kupienia Canyona moim najlepszym przyjacielem stały się wilgotne chusteczki z lidla (czysta łazienka o zapachu morza czy jakoś tak) :D Jak się szybko okazało, doskonale radzą sobie z białą owijką, ale także z ramą, siodełkiem i innymi częściami. Schemat jest prosty. Wracam z treningu (zakładam, że było sucho), wyciągam chusteczki i lecę: najpierw owijka i klamki, a potem rama zaczynając od góry, kończąc na dole i na korbach. Nie robiłem tego z zegarkiem w ręku ale trwa to 3-4 minuty. Rower po ponad pięciu tysiącach kilometrów jest jak nowy za każdym razem. To cieszy. Jednorazowo zużywam dwie takie chusteczki. Na koniec biorę się szybko za napęd, bo coś takiego jak czarny smar na łańcuchu, nie ma u mnie prawa bytu :) Napęd ma błyszczeć i być srebrny! Regularność jest kluczem - po każdej jeździe łapie łańcuch przez jakąś szmatę i obracam kilka razy korbą do tyłu. Napęd lśni. Smaruje Rohloffem co 500km.  I to tyle jeśli chodzi o codzienną pielęgnację. 4-5 minut i rower przywracany jest do stanu nowości. 


* Serwis szczegółowy 


Raz na czas przychodzi jednak moment, że magiczne chusteczki z lidla już nie wystarczą. Może podczas jazdy złapał nas deszcz, może w poszukiwaniu nowych dróg wjechaliśmy w jakieś bagna (zdarzyło się) albo po prostu trzeba rower umyć porządnie. Chusteczki nie wszędzie dotrą to jasne. Z czasem kurz po prostu się zbiera we wszelkich dziwnych miejscach i wtedy już nie ma wyjścia tylko trzeba go wziąć na stojak i poświęcić mu te pół godziny. Jak to wygląda u mnie? 


Czas na seriws

To może najpierw powiem o tym z czego korzystam. Podstawa dla mnie to stojak serwisowy. Można sobie radzić bez oczywiście, ale ile trzeba się czasem nakombinować to szkoda gadać. Stojak to jedna z tych niepozornych rzeczy, która niesamowicie ułatwia pracę przy rowerze. Ja się załapałem na "sławny" stojak z lidla, o którym powiedziane było wiele. W zasadzie ma tylko i aż jedną wadę - sposób w jaki trzyma rower. Duża "szczęka" z plastiku działająca na zasadzie zacisku. Zdecydowanie nie jest to komfortowa rzecz dla ramy karbonowej. Plastikowe wykończenie aż krzyczy - 'porysuje Ci ten piękny lakier'. Obecnie radzę sobie tak, że górną rurę ramy owijam starą ścierką i dopiero tą część umieszczam w stojaku, który zaciskam z minimalną siłą. Tylko taką żeby rower nie zleciał. Rozwiązanie średnio wygodne bo rama nie jest zbyt stabilna. Marzeniem jest profesjonalny stojak ale to musi sobie poczekać w kolejce...


Na stojak


No dobra. Oprócz tego dość standardowo: miska z mocno ciepłą wodą i jakimś płynem do mycia. U mnie do miski trafia to co akurat jest pod ręką: mydło w płynie, płyn do naczyń itd. Trafiłem kiedyś na opinie, że płyn do naczyń matowi lakier. Ja nic takiego nie stwierdziłem ale lojalnie uprzedzam żeby potem nie było ;) Następnie mam dużą i mała gąbkę, szczotka do mycia kasety, odtłuszczacz - i tu trochę więcej o nim. 

Od dłuższego czasu korzystam ze specyfiku o nazwie "Brud-Pur" firmy Voigt. Produkt o ile się nie mylę Polski, tani i genialny. Znów mała uwaga - usłyszałem opinie, że i on może zmatowić lakier ale tego też nie stwierdziłem, a poza tym on służy tylko do napędu. Ok, wracając do genialności - nie miałem styczności z innym środkiem, który tak świetnie radzi sobie z czyszczeniem części ze smaru. Żadna benzyna, ropa czy inne drogie specyfiki. 1 litr brudpura to pi razy oko 15 zeta, i starcza na około sezon. Trochę płynu i pracy szczotką i niemal każdą część doprowadzi do błysku. 



Serwis zaczynam od zdjęcia z rowera kół - chcę mieć jak najlepszy dostęp do ramy. Do starego bidonu wlewam trochę odtłuszczacza i biorę się za "malowanie" łańcucha oraz napędu (pędzel lub szczotka). Jeżeli łańcuchowi akurat stuknie równy 1000km to krok ten pomijam - łańcuch ląduje w butelce z benzyną, a drugi, wyczyszczony czeka na założenie. Wtedy odtłuszczacz stosuje jedynie na korbie i kółeczkach od przerzutki. Następnie w ruch idzie wąż ogrodowy. Oblewam pobieżnie cały rower uważając żeby nie przesadzić z ciśnieniem wody. Wiem, że niektórzy twierdzą, że myją karcherem i nic się nie dzieje, ale mnie ciarki przechodzą jak sobie nawet o tym pomyślę ;) Teraz wchodzi miska z ciepłą wodą. Lecę od góry: siodełko, sztyca, górna rura, kierownica, a potem to różnie: widelec, dolna rura, tylne widełki - no generalnie wiadomo o co chodzi. Pamiętamy o zakamarkach: za korbą, dół ramy, zagięcia itd. Jak już wszystko jest ładnie umyte i się pieni to znów bierzemy węża i spłukujemy. Rama sobie zaczyna schnąć, a ja się biorę za koła. Schemat podobny: odtłuszczać na kasetę, szczotka, a potem gąbka i porządne mycie z uwzględnieniem ciężko dostępnej piasty (trza kombinować i mieć sprawne paluszki :P). Koła spłukuje i te lądują pod ścianą i schną. Jak mamy szczęście i jest słoneczny i wietrzny dzień to rama jest już sucha. W innym wypadku czasem trzeba ją dosuszyć (podobnie z kołami). Uwaga na zbierającą się wodę w śrubach i tym podobnych miejscach! Jak już wszystko suche to trzeba złożyć z powrotem do kupy. Teraz pozostaje nasmarować niektóre części: łańcuch, pedały, hamulce i przerzutki i gotowe. Jak dobrze pójdzie trwa to nie więcej niż 30 minut :) 


* Biała owijka 


To jeszcze kilka słów o białej owijce. Czasem sposób z chusteczkami nie wystarcza bo akurat mieliśmy uwalone smarem łapy albo coś. Znalazłem na to całkiem niezły sposób: na wilgotną chusteczkę leję kilka kropel brudpura i trę owijkę ile wlezie. Jak narazie sprawdza się za każdym razem. Pewnie - owijka nie "świeci" bielą, ale jest czysta i mimo wszystko biała. 


Owijka wciąż jest biała :) 


I jeszcze jeden filmik ;)







Na koniec można rower wziąć na fotkę ;)

Canyon Ultimate CF SL 9.0


2 komentarze:

  1. Na owijkę polecam proszek do prania i gąbkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Butelka po Wodzie mineralnej Piwniczanka !!!!! co za profanacja z jakimś płynem ( benzyna ?to żarty ,bez obrazy)
    bardzo dobry (prawie najlepszy izotonik z lokalnych mineralek ,polecam również tą zieloną) - pozdrawiam Sztein z piwnicznej zdroju.Do zobaczenia na trasie!w 2016r.

    OdpowiedzUsuń