Przed startem
Na początek miły detal - numery startowy jak u prosów: jeden na plecy, drugi na sztycę. Krótka rozgrzewka i chwilę potem start. Na starcie długiego dystansu (110km) stanęło 97 osób. Początek dla osoby, która w wyścigach zbyt często nie jeździ był pięknym przeżyciem: setka kolarzy jadących całą drogą. W uszach jedynie głośny szum opon i oklaski od kibiców. Piękna sprawa. Coś z rodzaju tych rzeczy, które na co dzień ogląda się w eurosporcie jak pokazują jakiś tour.
Tuż po starcie
O przebiegu wyścigu zbyt wiele pisał nie będę, chętnych mogę odesłać na moją stronę w serwisie bikestats. Skrótowo: pierwsze 60km w grupie, następnie do samej mety sam z małymi i krótkimi wyjątkami. Na niezwykle wymagającej trasie osiągnąłem życiowy sukces zajmując 34 miejsce w klasyfikacji open oraz 9 w swojej kategorii wiekowej. Fajnie dla odmiany jechać w czołówce i zameldować się na mecie nie ponad godzinę, a dwadzieścia kilka minut za zwycięzcą :)
fot. Wiktor Bubniak
Trasa jak mówiłem była niezwykle wymagająca. I jeśli się tak zastanowię to jest to spore niedopowiedzenie. Trasa była cholernie ciężka. Już lepiej. Na 110km organizatorzy wcisnęli 2600m przewyższeń. Na śmiałków czekało kilka naprawdę konkretnych podjazdów z konkretnymi nachyleniami. Z relacji innych (i mojej) wynika, że niektóre nazwy podjazdów śnią się nam po nocach ;) I nie ma się czemu dziwić, bo było co jechać :) Jak podaje niezastąpiona strava na 110km trasy płaskiego było około 16km. Reszta to albo w górę albo krętymi zjazdami w dół.
mat. z FB TatraRoadRace
Zabezpieczenie trasy to sprawa zasługująca na jakąś nagrodę. Było doskonałe. Tego dnia na drogach ustawiło się około setka policjantów oraz strażaków z OSP. Wszystkie skrzyżowania obstawione, na niebezpiecznych krętych zjazdach ktoś stał na każdym zakręcie. Samochody były wstrzymywane. Pomiędzy grupami krążyły ponadto samochody obsługi wyścigu, które dodatkowo zapewniały wolną drogę. Nic tylko skupić się na ściganiu. Pięknie to było zrobione!
fot. Barbara Dominiak
Super zorganizowany był też bufet znajdujący się za premią górską na "Pitoniówce". Ochotnicy dwoili się i troili, aby każdy uczestnik wyścigu dostał to czego potrzebował. Do wyboru była woda, izotonik, a nawet zauważyłem jakieś kanapki choć osobiście nie skorzystałem. Wszyscy pomocni, nie trzeba się było zatrzymywać. Kolejne brawa!
fot. Barbara Dominiak
Miasteczko wyścigowe zostało ustawione chyba w najlepszym możliwym miejscu w całym Zakopanem. Na terenie hotelu Mercure Kasprowy. Dużo miejsca, bardzo spokojnie pod względem ruchu, kapitalny widok na Giewont i inne szczyty. Bardzo przyjemny zakątek generował dodatkowo fajną atmosferę. Atmosferę, która przez cały dzień była doskonała. Wszyscy, dosłownie wszyscy pozytywnie nastawieni, uśmiechnięci, zawsze gotowi pomóc. To się czuje. To było piękne i ważne.
Nic więc dziwnego, że debiutująca impreza zebrała same doskonałe oceny. Powiem więcej, Tatra Road Race zrobiła prawdziwą furorę. W internecie dosłownie huczało, kilka godzin po wyścigu w facebookowym wydarzeniu "Tatra Road Race 2016" udział zapewniało ponad 100 ludzi. Po tym co wydarzyło się w Zakopanym 11 Lipca nie zdziwię się jak po prostu w następnej odsłonie wyścigu zabraknie miejsc. W następnej odsłonie, która według wstępnych zapewnień organizatorów ma być jeszcze cięższa :) Nogi już wołają o pomoc, a ja już dawno zakreśliłem w kalendarzu datę 10 Lipca 2016. Stawie się tego dnia z rowerem pod Mercure z całą pewnością!
Ode mnie Tatra Road Race dostaje 10/10 bez wahania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz